Kangurek Asturek na szlaku…
LILIENSTEIN
SAKSOŃSKA SZWAJCARIA – TREKKING
No hej, witajcie!
jestem, w końcu jestem ?. a bo wiecie, dużo wyzwań, dużo pracy, nowych znajomości i czas uciekł. Ale ale?. obiecuję, że już teraz nadrobię wszelkie zaległości i podzielę się z Wami wspomnieniami.
Pamiętacie naszą podróż w odsłonie drugiej do Saksonii? Jak nasz Sławek zabrał nas na Lilienstein? Tak?. Super. To teraz mogę Wam zdradzić, iż to było spełnienie moich najśmielszych marzeń. Tak właśnie, a co Kangurek Asturek nie może mieć takich marzeń? Ja poskaczę sobie tu i tam, zobaczę to i tamto, ale są miejsca, które od dłuższego czasu mnie intrygują. Takim właśnie miejscem, jednym z wielu, było dla mnie Lilienstein ?
Wiecie, wiele razy przejeżdżałem w cieniu tej majestatycznej góry, a ile razy o niej słyszałem? ale nigdy nie zdobyłem. Wiec jak tylko pojawiła się informacja o trekkingu na Lilienstein ? pierwszy się zapisałem:) Choć jeszcze miałem odciski i obtarcia po Rauenstein, to i tak nie miałem zamiaru odpuścić.
Ale my tu gadu gadu, a wspominać trzeba. W końcu nastał poranek sierpniowej niedzieli ?.
Jak ja się cieszę, jak ja się bardzo cieszę. Plecak spakowałem dzień wcześniej aby nie ganiać rano jak kot z pęcherzem (hmmm a właściwie jak gania kot z pęcherzem? jak wiecie to musicie mi wyjaśnić!) tylko wiecie, rano prysznic, mały lifting i heja do przodu.
Dobre przygotowanie to podstawa!
Ło matko ? co ja tam napakowałem, nosz normalnie nie mogę mego plecaka podnieść do góry?. zara zara ? muszę zrobić przegląd, bo się wykończę. Kanapki są ? 10 sztuk (no co – dużo jem), woda ? jest 4 butelki, wiatrówka ? jest, skarpetki na zmianę ? są, jabłuszko ? jest, winogronko ? jest, raniseptol ? jest, płyn do dezynfekcji ? jest?. Nie no wszystko potrzebne?. OOOOO, nie! Nie mam jeszcze maseczki?. Już jest?. Idę bo się spóźnię?.
Po dotarciu na miejsce zbiórki ? niespodzianka ? znajome twarze towarzyszy i towarzyszek, o jak fajnie. Wszyscy uśmiechnięci, wypoczęci – jak coś będzie miał mnie kto nieść ?. Ale będzie mega zabawa. Jedziemy ? droga jak tam droga, Sławek – nasz przewodnik cięgle o czymś opowiada?. Matko skąd on to wszystko wie? Przecież ja tego nie spamiętam ? wiem? następnym razem wezmę notatnik?. Ok.
Po około 3 h drogi jesteśmy ? Lilienstein ? Jaka to jest piękna góra. Zaraz tam będę.
Po dojeździe do małego i urokliwego miasteczka Königstein idziemy na prom. Piękne słoneczko smyra moje futerko promieniami słonecznymi, cisza, która nas otacza jest tak bardzo wymowna i zapowiada że zaraz zaczynamy naszą wędrówkę. Kiedy dobiliśmy na drugi brzeg, Lilienstein jakby zniknęła, jakby schowała się przed nami. Helooo idziemy!
No nie pod górę ? jak ja to lubię?. Wiem, wiem ? marudzę, ale już nie będę. Wszyscy równym tempem wyruszamy w drogę. O ja nie mogę, ale ostre podejście przed nami, ja tego nie pokonam?. ale nie mogę się poddać? Hop, skok i jestem na równej drodze przed wspinaczką. Jak tu jest pięknie, jak malowniczo. Jakie kwiatulce, zboże ? szczęśliwiec ze mnie. Ale to nie koniec wszelkich wrażeń. Po chwili odpoczynku idziemy na Lilienstein. Droga najpierw spokojna, choć pod górę w pewnym momencie zamienia się w skalne schody. No tego się nie spodziewałem. Tu skałka, tam skałka, przesmyk, kilka balkonowych przejść i jestem – jestem wraz z całą grupą na górze.
Czym Śnieżka dla Karkonoszy, tym Lilienstein dla Saksońskiej Szwajcarii
Lilienstein ? symbol Saksońskiej Szwajcarii, piękne miejsce. Już od XIV wieku odwiedzali ją przybysze. Mówiono, że znajdował się tu zamek czeski, a dziś jest piękne miejsce do odwiedzenia. Widoki na 4 strony świata?. Oooo tam jest coś co znam ? Twierdza Königstein, o i dalej Bastei. No i oczywiście odwiedzały to miejsce sławne osobistości ? nie wierzycie? No nazwiskami sypać nie będę bo RODO ale np. ja, tak ja tu przecież jestem. Jak nie jak tak ? Fajnie tu? Zrealizowałem swoje pragnienie ? o jak fajnie. Zostaję? nawet zakamuflowałem się na jednej skałce, ale cóż znaleźli mnie? Idziemy dalej.
Droga na dół bardzo ciekawa. Troszkę ścieżką, trochę schodami z dziurami (no wiecie z takimi prześwitami), na której spotykamy dużo turystów z piesełami. Ale one fajnie skaczą na tych 4 łapkach, też tak bym chciał.
Po dotarciu do miasteczka, wsiadamy do autokaru i jedziemy dalej. Przed nami jeszcze dwa bardzo ciekawe miejsca. Po krótkiej podróży wysiadamy na leśnym parkingu. Przed nami droga w las. Nic specjalnego, rzekłbym nudy. Tam roślinka, tu roślinka, mały uskok. Ale, ale?. moim pięknym oczętom ukazał się niezwykły widok na skalne mosty. Halo, czy my jesteśmy na Hockstein? W miejscu, o którym się mówi ale nie odwiedza?. Niemożliwe?! Ale to jest niespodzianka ?. Chciałbym je Wam pokazać, ale… nie mam zdjęcia. Może Wy Kochani zrobiliście i się ze mną podzielicie…
Idę, muszę je zobaczyć. Ja cię nie mogę. Jestem tu, po prostu tu jestem, na najstarszych skalnych mostach w Saksonii. Hmmm miód turystyczny. Dalej droga wiedzie nas zakątkami tajemniczego ale jednocześnie urokliwego lasu, przepełnionego basztami skalnymi, dawnymi pułapkami na niedźwiedzie i innymi ciekawostkami. Naszym celem ostatecznie na koniec dnia jest Hohnstein ? chodźmy więc.
Jest ? piękne, malownicze zabudowania, małe domeczki i zamek. Hohnstein jest niewielkim miasteczkiem w Saksońskiej Szwajcarii, w którym największą atrakcją jest położony na malowniczym, skalistym wzgórzu, średniowieczny zamek obronny. Ale i centrum miasteczka piękne i wyjątkowe? takie z bajki. Hmmm? takie krajobrazy i widoki to balsam dla turystycznej duszy. Cieszę się, że mamy tutaj chwilkę. Czas na lody i inne pyszności ?.
Ale cóż – wszystko co piękne i dobre, jednak się kończy. Musimy wracać do domu. Mus to mus? Ale przeżyłem tu znowu piękną niedzielę. AS-tur słyszysz mnie, halo słyszysz??? Ja chcę więcej. Chcę tu wrócić. I nie ma wymówek ?
To do zobaczyska ?